niedziela, 5 sierpnia 2018

jestem lepsza, bo czytam!

Albo weźmy Sowę. Sowa właściwie też nie ma wiele Rozumu, ale za to jest Uczona.¹

ostatnio coraz częściej możemy zaobserwować prawdziwy wysyp memów, dyskusji na forach czy też filmików internetowych, które mają na celu przedstawienie Czytelników jako ludzi lepszego sortu od tych, którzy w życiu nie wzięli do ręki żadnej książki. Ale jak to się ma do rzeczywistości?

po pierwsze, musimy zdać sobie sprawę, że rzecz cała jest nieco bardziej skomplikowana, niżby się nam zdawało. Człowiek jest niezwykle złożoną istotą, która przez całe swoje życie rozwija się, doskonali bądź uwstecznia, i na której rozwój ma wpływ tak wiele czynników - od geny, poprzez wychowanie, środowisko i interakcje z innymi, po różnorodne twory kultury. Zaś o jego inteligencji i mądrości życiowej nie stanowi fakt, jak wiele wiedzy teoretycznej udało mu się zgromadzić przez całe swoje dotychczasowe życie, ale jak ową wiedzę potrafi przeanalizować i wykorzystać w życiu codziennym.
Książki, jako wytwory kultury, mogą mieć ogromny wpływ na nasz rozwój. Spisane przez ludzi żyjących w różnych epokach, dysponujących różną wiedzą i wrażliwością, są nieocenionym źródłem mądrości. Poszerzają nasze zasoby językowe i uczą umiejętności klarownego wypowiadania własnych myśli. Rozwijają wyobraźnię i poszerzają horyzonty. Uczą empatii i otwarcia się na innego człowieka. Ale czy wszystkie i w równym stopniu? Czy są one niezbędne do nabycia tych cech? I czy wszyscy Czytelnicy potrafią dzięki literaturze wypracować w sobie te wartości na tak samo wysokim poziomie?

książka książce nierówna i jest to fakt, z którym chyba żaden Czytelnik nie jest w stanie polemizować. Są książki niezwykle mądre i pouczające, i takie, które tej mądrości mają tyle co na lekarstwo. Albo i nic. Są książki o niezwykłych walorach artystycznych i estetycznych, oraz proste, nieskomplikowane czytadełka. Na poziomie czysto teoretycznym, płynną granicę między jednymi a drugimi wyznaczyć może każdy szanowany profesor filologii bądź literaturoznawstwa, albo nawet pilny student tychże kierunków. Ale teoria teorią, a w praktyce... Dzieło literackie ma taką wartość, jaką nada mu sam Czytelnik. Dla jednych prawdziwie rozwijającą lekturą są dopiero utwory Fiodora Dostojewskiego, Marcela Prousta czy Charlesa Bukowskego, dla innych to powieści Stephena Kinga, Matthew Quicka czy Johna Greena. Wszystko zależy od naszej wrażliwości, doświadczenia, ale także na jakim etapie życia obecnie się znajdujemy, jakie problemy napotykamy i na jakie pytania oczekujemy odpowiedzi. No i oczywiście, czy FAKTYCZNIE chcemy stosowną wiedzę nabyć.

ponieważ książki mogą mieć pozytywny wpływ na rozwój, niezwykle ważne jest promowanie czytelnictwa, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Żeby ktoś mógł czerpać pełnymi garściami z tego potężnego źródła wiedzy i mądrości, musi najpierw do niego podejść i się nad nim pochylić. I tu na ratunek przychodzi nam tak pogardzana przez Literackich Snobów literatura rozrywkowa. Bo jak myślicie, czy stawiając przed początkującym Czytelnikiem takiego choćby Ulissesa Joyce'a i warcząc mu nad uchem "Czytaj! Bo to arcydzieło!" sprawicie, że rozbudzi się w nim prawdziwa miłość do literatury? O ileż bardziej przemówią do niego wielokrotnie ekranizowane utwory pana Kinga, lekkie i przyjemne pozycje z działu young adult i new adult, czy wreszcie niezastąpiony w rozwoju czytelnictwa cykl powieści o nastoletnim czarodzieju z blizną na czole w kształcie błyskawicy. Literackie Snoby mogą do woli pluć sobie w brodę, ale trudno jest przemilczeć fakt, jak wielu Czytelników (również tych "prestiżowych") rozpoczęło swoją literacką przygodę właśnie od powieści pokroju Zmierzchu Stephenie Meyer!


kiedy już "potencjalny" Czytelnik zamienia się w "prawdziwego" Czytelnika, uczy się wykorzystywać zdobytą podczas lektury wiedzę w codziennej rzeczywistości. I tu również okazuje się, jak elastyczna potrafi być granica między dziełami literatury, które nas uczą i rozwijają, a całą resztą utworów literackich. Nie wszystkie bowiem arcydzieła potrafią przekazać nam ową wiedzę praktyczną i nie każdy potrafi taką wiedzę w nich dostrzec. No bo co z tego, że przeczytam opasłe tomiszcze o twórczości Sandro Botticellego i wreszcie nauczę się prawidłowo interpretować jego twórczość, skoro wiedza ta w żaden sposób nie pomoże mi w rozwiązaniu trudności życiowych jakie postawiła przede mną rzeczywistość? I jaką wartość ma dla mnie opanowanie umiejętności posługiwania się językiem na meta-poziomie, skoro niemal nikt mnie nie zrozumie? Wiedza, której nie potrafimy wykorzystać w naszym codziennym życiu sprawiając, że nasz mały mikroświat staje się lepszy z każdym dniem, to wiedza pusta, bezużyteczna. Inne klasyki literatury posiadają ogrom wiedzy, również tej praktycznej, ale są tak niemiłosiernie nudne i napisane tak opornym językiem, że nie sposób przez nie przebrnąć, a tym bardziej wyciągnąć z nich jakąś naukę dla siebie. Takie książki kojarzą nam się jedynie z koszmarem sennym, a nie niezastąpionym źródłem wiedzy. Jak widać, granica między tym, co nas naprawdę rozwija, a całą resztą utworów literackich jest bardzo elastyczna. Na tyle, że nie da się kategorycznie rozdzielić lektur, które są ostatecznie i niezaprzeczalnie wartościowe, od zwykłych literackich "śmieci". Dla jednych Harry Potter to jakiś bełkot pijanej mamuśki, dla innych działo, które ukształtowało ich jako Człowieka.

kiedy już dotrzemy do takiego poziomu intelektualnego, na którym będziemy potrafili czerpać z literackich źródeł wiedzę i wykorzystywać ją w życiu codziennym, powinniśmy zdać sobie sprawę, że nie tylko na literaturze zbudowano cywilizację. Jak już wspomniałam, na rozwój człowieka (a co za tym idzie, całych społeczeństw) wpływa tak wiele czynników, że nie sposób byłoby je wszystkie wyliczyć. Są to m.in. nasze doświadczenia życiowe, wiedza pozyskana w toku nauki, relacje z bliskimi czy różnego rodzaju interakcje z pozornie obcymi nam ludźmi. Są to także inne wytwory kultury. Utwory muzyczne, spektakle teatralne, arie operowe, taniec, dzieła plastyczne, a także... filmy i seriale. Tak, filmy i seriale również potrafią nas czegoś nauczyć. Bo tutaj również mamy całą gamę produkcji, od tych czysto rozrywkowych po ambitne, wysoce artystyczne dzieła. I tu także mamy odbiorców o różnym poziomie wrażliwości i na różnym etapie życia. No i nie zapominajmy, że każde dzieło ma taką wartość, jaką nada mu sam odbiorca. Więc nie traćcie wiary! Jeśli nigdy jeszcze z własnej i nieprzymuszonej woli nie przeczytaliście żadnej książki, to polecam spróbować. W przeciągu wieków powstało tyle różnorodnych dzieł, że na pewno znajdziecie w tym przepastnym worze Świętego Mikołaja coś dla siebie. A jeśli należycie już do wesołego grona Czytelników i znajdujecie w sobie odwagę i ciekawość, by sięgnąć po klasyki z kanonu, nie krępujcie się! Ale nawet jeśli literatura jest bardzo ważnym źródłem pozyskiwania wiedzy o życiu i świecie, to nie jest to jedyne takie źródło. Prawdziwą inteligencją i mądrością nie jest sięgnięcie po literackie arcydzieło z kanonu i obwieszczenie światu, że Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość, bo wielkim poetą był², ale umiejętność czerpania wiedzy z otaczającego nas świata, przetwarzania jej, analizowania i wykorzystywania w codziennym życiu.

przy tym wszystkim jest jeszcze jedna wartość, którą mamy wręcz obowiązek rozwijać podczas naszej życiowej wędrówki. Coś, co jest o wiele ważniejsze od wiedzy, jaką ludzkość do tej pory zdobyła. Jest to inteligencja emocjonalna. Samoświadomość, zdolności adaptacyjne... empatia. To coś, czego nie da się nauczyć jedynie za pomocą choćby najambitniejszej literatury światowej. I jest to ta umiejętność, która niestety znacznie szwankuje u Literackich Snobów. Bo gdyby mieli oni w sobie wysoko rozwiniętą (dzięki arcydziełom literatury, oczywiście) inteligencję, nigdy do głowy by im nie przyszło, by dzielić Czytelników na mądrzejszych i głupszych, ludzi na lepszych i gorszych. Wiedzieliby, że drugi człowiek jest tak skomplikowaną jednostką, na której rozwój ma wpływ tak niezliczona ilość bodźców i osobistych doświadczeń, że nie sposób wyznaczyć twardej granicy między poziomem rozwoju jednego człowieka a drugiego. A jeśli byliby tak mądrzy, jak twierdzą że są, wiedzieliby, że wszelkie próby takiego kategoryzowania ludzi, oddzielenia ziarna od plew, zawsze kończą się rzeką krwi i kakofonią jęków rozpaczy.

a w tej całej gorączkowej debacie na temat znaczenia literatury w życiu człowieka, zbyt zaaferowani wartościowaniem utworów literackich i kategoryzowaniem Czytelników zapominamy, jak ważną rolę ogrywa w naszym życiu rozrywka sama w sobie. Nasze umysły niemal przez całą dobę działają na najwyższych obrotach. Każdy z nas ma tyle obowiązków, wchodzi w tyle integracji, tylu problemom musi stawić czoła, że nasze organizmy czasami się buntują. Dość! - zdaje się krzyczeć nasz przepracowany mózg. - Zwolnij trochę, bo się przegrzeję i wypalę. Najprostszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest sen. Ale nie tylko. Relaks pozwala nam wyłączyć się na chwilę z otaczającej nas rzeczywistości, pozwolić umysłowi zwolnić nieco bieg, zregenerować się. Dzięki temu możemy z nowymi siłami stawiać czoło problemom, jakie stawia przed nami życie. Bez odpowiedniego odpoczynku szybko doprowadzilibyśmy nasz organizm do skrajnego wycieńczenia. A to nigdy dobrze się nie kończy. No i nie od dziś przecież wiadomo, że człowiek lepiej przyswaja sobie wiedzę podczas zabawy. Nie tylko dzieci tak mają. Dorośli również chętniej otwierają się na wiedzę, która wiąże się z przyjemnością i rozrywką, niż która kojarzy się jedynie ze studiowaniem opasłych tomiszczy. Dlatego bawcie się! Kochajcie! ŻYJCIE!

i na zakończenie tej już nieco przydługawej tyrady, mam dla was małą dygresję z mojego własnego życia wziętą. Studiowałam na kierunku Filozofia życie publiczne i często mieliśmy zajęcia łączone ze studentami Filozofii ogólnej. Na pierwszym roku studiów magisterskich, podczas zajęć z etyki życia publicznego, jedna ze studentek tegoż szlachetnego kierunku (skądinąd osóbka bardzo wykształcona i oczytana, prawdziwy diament ówczesnego rocznika) wystąpiła z płomiennym przemówieniem na temat pomocy humanitarnej dla mieszkańców trzeciego świata. Zdałam sobie wówczas sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, z tak wyszukanym językiem to ta dziewoja nigdy nie wyjdzie poza mury akademickie. Nawet, gdyby miała coś mądrego do powiedzenia to nikt jej nie posłucha, bo najzwyczajniej na świecie nikt jej nie zrozumie. Po drugie... dotarło do mnie, że wiedza i oczytanie nie zawsze idą w parze właśnie z inteligencją emocjonalną. Ta dziewczyna bowiem, w niezwykle wyszukany sposób, opierając swój wywód na rzeczowych argumentach, podpartych rzeszą wywodów różnych filozofów i myślicieli twierdziła, że powinniśmy nie tylko zaprzestać takiej pomocy humanitarnej, ale wręcz pozwolić w naturalny sposób wymrzeć mieszkańcom trzeciego świata, by uzyskać więcej przestrzeni i zasobów dla ludzi z wysoko rozwiniętych i rozwijających się społeczeństw. I pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy: BOŻE, CHROŃ ŚWIAT PRZED TAKĄ ZASTANĄ "INTELIGENCJĄ" i tymi wszystkimi inteligenckimi snobami, którzy świata nie widzą poza czubkiem swojego wielce oczytanego nosa!

a jako kropka nad "i" niech posłuży mi cytat z wybitnego dzieła, jednego z czołowych przedstawicieli kanonu literatury światowej, współtworzącego kolebkę naszej cywilizacji:

Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszelkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym³.

¹Milne Alan Alexander, Kubuś Puchatek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.
²parafraza cytatu z książki: Gombrowicz Witold, Ferdydurke, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989.
³Biblia Tysiąclecia, 1 Kor 13, 2.