niedziela, 5 sierpnia 2018

jestem lepsza, bo czytam!

Albo weźmy Sowę. Sowa właściwie też nie ma wiele Rozumu, ale za to jest Uczona.¹

ostatnio coraz częściej możemy zaobserwować prawdziwy wysyp memów, dyskusji na forach czy też filmików internetowych, które mają na celu przedstawienie Czytelników jako ludzi lepszego sortu od tych, którzy w życiu nie wzięli do ręki żadnej książki. Ale jak to się ma do rzeczywistości?

po pierwsze, musimy zdać sobie sprawę, że rzecz cała jest nieco bardziej skomplikowana, niżby się nam zdawało. Człowiek jest niezwykle złożoną istotą, która przez całe swoje życie rozwija się, doskonali bądź uwstecznia, i na której rozwój ma wpływ tak wiele czynników - od geny, poprzez wychowanie, środowisko i interakcje z innymi, po różnorodne twory kultury. Zaś o jego inteligencji i mądrości życiowej nie stanowi fakt, jak wiele wiedzy teoretycznej udało mu się zgromadzić przez całe swoje dotychczasowe życie, ale jak ową wiedzę potrafi przeanalizować i wykorzystać w życiu codziennym.
Książki, jako wytwory kultury, mogą mieć ogromny wpływ na nasz rozwój. Spisane przez ludzi żyjących w różnych epokach, dysponujących różną wiedzą i wrażliwością, są nieocenionym źródłem mądrości. Poszerzają nasze zasoby językowe i uczą umiejętności klarownego wypowiadania własnych myśli. Rozwijają wyobraźnię i poszerzają horyzonty. Uczą empatii i otwarcia się na innego człowieka. Ale czy wszystkie i w równym stopniu? Czy są one niezbędne do nabycia tych cech? I czy wszyscy Czytelnicy potrafią dzięki literaturze wypracować w sobie te wartości na tak samo wysokim poziomie?

książka książce nierówna i jest to fakt, z którym chyba żaden Czytelnik nie jest w stanie polemizować. Są książki niezwykle mądre i pouczające, i takie, które tej mądrości mają tyle co na lekarstwo. Albo i nic. Są książki o niezwykłych walorach artystycznych i estetycznych, oraz proste, nieskomplikowane czytadełka. Na poziomie czysto teoretycznym, płynną granicę między jednymi a drugimi wyznaczyć może każdy szanowany profesor filologii bądź literaturoznawstwa, albo nawet pilny student tychże kierunków. Ale teoria teorią, a w praktyce... Dzieło literackie ma taką wartość, jaką nada mu sam Czytelnik. Dla jednych prawdziwie rozwijającą lekturą są dopiero utwory Fiodora Dostojewskiego, Marcela Prousta czy Charlesa Bukowskego, dla innych to powieści Stephena Kinga, Matthew Quicka czy Johna Greena. Wszystko zależy od naszej wrażliwości, doświadczenia, ale także na jakim etapie życia obecnie się znajdujemy, jakie problemy napotykamy i na jakie pytania oczekujemy odpowiedzi. No i oczywiście, czy FAKTYCZNIE chcemy stosowną wiedzę nabyć.

ponieważ książki mogą mieć pozytywny wpływ na rozwój, niezwykle ważne jest promowanie czytelnictwa, zwłaszcza wśród młodych ludzi. Żeby ktoś mógł czerpać pełnymi garściami z tego potężnego źródła wiedzy i mądrości, musi najpierw do niego podejść i się nad nim pochylić. I tu na ratunek przychodzi nam tak pogardzana przez Literackich Snobów literatura rozrywkowa. Bo jak myślicie, czy stawiając przed początkującym Czytelnikiem takiego choćby Ulissesa Joyce'a i warcząc mu nad uchem "Czytaj! Bo to arcydzieło!" sprawicie, że rozbudzi się w nim prawdziwa miłość do literatury? O ileż bardziej przemówią do niego wielokrotnie ekranizowane utwory pana Kinga, lekkie i przyjemne pozycje z działu young adult i new adult, czy wreszcie niezastąpiony w rozwoju czytelnictwa cykl powieści o nastoletnim czarodzieju z blizną na czole w kształcie błyskawicy. Literackie Snoby mogą do woli pluć sobie w brodę, ale trudno jest przemilczeć fakt, jak wielu Czytelników (również tych "prestiżowych") rozpoczęło swoją literacką przygodę właśnie od powieści pokroju Zmierzchu Stephenie Meyer!


kiedy już "potencjalny" Czytelnik zamienia się w "prawdziwego" Czytelnika, uczy się wykorzystywać zdobytą podczas lektury wiedzę w codziennej rzeczywistości. I tu również okazuje się, jak elastyczna potrafi być granica między dziełami literatury, które nas uczą i rozwijają, a całą resztą utworów literackich. Nie wszystkie bowiem arcydzieła potrafią przekazać nam ową wiedzę praktyczną i nie każdy potrafi taką wiedzę w nich dostrzec. No bo co z tego, że przeczytam opasłe tomiszcze o twórczości Sandro Botticellego i wreszcie nauczę się prawidłowo interpretować jego twórczość, skoro wiedza ta w żaden sposób nie pomoże mi w rozwiązaniu trudności życiowych jakie postawiła przede mną rzeczywistość? I jaką wartość ma dla mnie opanowanie umiejętności posługiwania się językiem na meta-poziomie, skoro niemal nikt mnie nie zrozumie? Wiedza, której nie potrafimy wykorzystać w naszym codziennym życiu sprawiając, że nasz mały mikroświat staje się lepszy z każdym dniem, to wiedza pusta, bezużyteczna. Inne klasyki literatury posiadają ogrom wiedzy, również tej praktycznej, ale są tak niemiłosiernie nudne i napisane tak opornym językiem, że nie sposób przez nie przebrnąć, a tym bardziej wyciągnąć z nich jakąś naukę dla siebie. Takie książki kojarzą nam się jedynie z koszmarem sennym, a nie niezastąpionym źródłem wiedzy. Jak widać, granica między tym, co nas naprawdę rozwija, a całą resztą utworów literackich jest bardzo elastyczna. Na tyle, że nie da się kategorycznie rozdzielić lektur, które są ostatecznie i niezaprzeczalnie wartościowe, od zwykłych literackich "śmieci". Dla jednych Harry Potter to jakiś bełkot pijanej mamuśki, dla innych działo, które ukształtowało ich jako Człowieka.

kiedy już dotrzemy do takiego poziomu intelektualnego, na którym będziemy potrafili czerpać z literackich źródeł wiedzę i wykorzystywać ją w życiu codziennym, powinniśmy zdać sobie sprawę, że nie tylko na literaturze zbudowano cywilizację. Jak już wspomniałam, na rozwój człowieka (a co za tym idzie, całych społeczeństw) wpływa tak wiele czynników, że nie sposób byłoby je wszystkie wyliczyć. Są to m.in. nasze doświadczenia życiowe, wiedza pozyskana w toku nauki, relacje z bliskimi czy różnego rodzaju interakcje z pozornie obcymi nam ludźmi. Są to także inne wytwory kultury. Utwory muzyczne, spektakle teatralne, arie operowe, taniec, dzieła plastyczne, a także... filmy i seriale. Tak, filmy i seriale również potrafią nas czegoś nauczyć. Bo tutaj również mamy całą gamę produkcji, od tych czysto rozrywkowych po ambitne, wysoce artystyczne dzieła. I tu także mamy odbiorców o różnym poziomie wrażliwości i na różnym etapie życia. No i nie zapominajmy, że każde dzieło ma taką wartość, jaką nada mu sam odbiorca. Więc nie traćcie wiary! Jeśli nigdy jeszcze z własnej i nieprzymuszonej woli nie przeczytaliście żadnej książki, to polecam spróbować. W przeciągu wieków powstało tyle różnorodnych dzieł, że na pewno znajdziecie w tym przepastnym worze Świętego Mikołaja coś dla siebie. A jeśli należycie już do wesołego grona Czytelników i znajdujecie w sobie odwagę i ciekawość, by sięgnąć po klasyki z kanonu, nie krępujcie się! Ale nawet jeśli literatura jest bardzo ważnym źródłem pozyskiwania wiedzy o życiu i świecie, to nie jest to jedyne takie źródło. Prawdziwą inteligencją i mądrością nie jest sięgnięcie po literackie arcydzieło z kanonu i obwieszczenie światu, że Słowacki wzbudza w nas zachwyt i miłość, bo wielkim poetą był², ale umiejętność czerpania wiedzy z otaczającego nas świata, przetwarzania jej, analizowania i wykorzystywania w codziennym życiu.

przy tym wszystkim jest jeszcze jedna wartość, którą mamy wręcz obowiązek rozwijać podczas naszej życiowej wędrówki. Coś, co jest o wiele ważniejsze od wiedzy, jaką ludzkość do tej pory zdobyła. Jest to inteligencja emocjonalna. Samoświadomość, zdolności adaptacyjne... empatia. To coś, czego nie da się nauczyć jedynie za pomocą choćby najambitniejszej literatury światowej. I jest to ta umiejętność, która niestety znacznie szwankuje u Literackich Snobów. Bo gdyby mieli oni w sobie wysoko rozwiniętą (dzięki arcydziełom literatury, oczywiście) inteligencję, nigdy do głowy by im nie przyszło, by dzielić Czytelników na mądrzejszych i głupszych, ludzi na lepszych i gorszych. Wiedzieliby, że drugi człowiek jest tak skomplikowaną jednostką, na której rozwój ma wpływ tak niezliczona ilość bodźców i osobistych doświadczeń, że nie sposób wyznaczyć twardej granicy między poziomem rozwoju jednego człowieka a drugiego. A jeśli byliby tak mądrzy, jak twierdzą że są, wiedzieliby, że wszelkie próby takiego kategoryzowania ludzi, oddzielenia ziarna od plew, zawsze kończą się rzeką krwi i kakofonią jęków rozpaczy.

a w tej całej gorączkowej debacie na temat znaczenia literatury w życiu człowieka, zbyt zaaferowani wartościowaniem utworów literackich i kategoryzowaniem Czytelników zapominamy, jak ważną rolę ogrywa w naszym życiu rozrywka sama w sobie. Nasze umysły niemal przez całą dobę działają na najwyższych obrotach. Każdy z nas ma tyle obowiązków, wchodzi w tyle integracji, tylu problemom musi stawić czoła, że nasze organizmy czasami się buntują. Dość! - zdaje się krzyczeć nasz przepracowany mózg. - Zwolnij trochę, bo się przegrzeję i wypalę. Najprostszym sposobem na rozwiązanie tego problemu jest sen. Ale nie tylko. Relaks pozwala nam wyłączyć się na chwilę z otaczającej nas rzeczywistości, pozwolić umysłowi zwolnić nieco bieg, zregenerować się. Dzięki temu możemy z nowymi siłami stawiać czoło problemom, jakie stawia przed nami życie. Bez odpowiedniego odpoczynku szybko doprowadzilibyśmy nasz organizm do skrajnego wycieńczenia. A to nigdy dobrze się nie kończy. No i nie od dziś przecież wiadomo, że człowiek lepiej przyswaja sobie wiedzę podczas zabawy. Nie tylko dzieci tak mają. Dorośli również chętniej otwierają się na wiedzę, która wiąże się z przyjemnością i rozrywką, niż która kojarzy się jedynie ze studiowaniem opasłych tomiszczy. Dlatego bawcie się! Kochajcie! ŻYJCIE!

i na zakończenie tej już nieco przydługawej tyrady, mam dla was małą dygresję z mojego własnego życia wziętą. Studiowałam na kierunku Filozofia życie publiczne i często mieliśmy zajęcia łączone ze studentami Filozofii ogólnej. Na pierwszym roku studiów magisterskich, podczas zajęć z etyki życia publicznego, jedna ze studentek tegoż szlachetnego kierunku (skądinąd osóbka bardzo wykształcona i oczytana, prawdziwy diament ówczesnego rocznika) wystąpiła z płomiennym przemówieniem na temat pomocy humanitarnej dla mieszkańców trzeciego świata. Zdałam sobie wówczas sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze, z tak wyszukanym językiem to ta dziewoja nigdy nie wyjdzie poza mury akademickie. Nawet, gdyby miała coś mądrego do powiedzenia to nikt jej nie posłucha, bo najzwyczajniej na świecie nikt jej nie zrozumie. Po drugie... dotarło do mnie, że wiedza i oczytanie nie zawsze idą w parze właśnie z inteligencją emocjonalną. Ta dziewczyna bowiem, w niezwykle wyszukany sposób, opierając swój wywód na rzeczowych argumentach, podpartych rzeszą wywodów różnych filozofów i myślicieli twierdziła, że powinniśmy nie tylko zaprzestać takiej pomocy humanitarnej, ale wręcz pozwolić w naturalny sposób wymrzeć mieszkańcom trzeciego świata, by uzyskać więcej przestrzeni i zasobów dla ludzi z wysoko rozwiniętych i rozwijających się społeczeństw. I pamiętam, że pomyślałam sobie wtedy: BOŻE, CHROŃ ŚWIAT PRZED TAKĄ ZASTANĄ "INTELIGENCJĄ" i tymi wszystkimi inteligenckimi snobami, którzy świata nie widzą poza czubkiem swojego wielce oczytanego nosa!

a jako kropka nad "i" niech posłuży mi cytat z wybitnego dzieła, jednego z czołowych przedstawicieli kanonu literatury światowej, współtworzącego kolebkę naszej cywilizacji:

Gdybym też miał dar prorokowania
i znał wszelkie tajemnice,
i posiadał wszelką wiedzę
i wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił,
a miłości bym nie miał,
byłbym niczym³.

¹Milne Alan Alexander, Kubuś Puchatek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2011.
²parafraza cytatu z książki: Gombrowicz Witold, Ferdydurke, Wydawnictwo Literackie, Kraków 1989.
³Biblia Tysiąclecia, 1 Kor 13, 2.

środa, 21 lutego 2018

jaki piękny dzień na umieranie!³

atrakcje turystyczne:
Złodziejka książekMarkus Zusak.

To tylko jedna z wielu historii, a każda jest wyjątkowa i niezwykła. Każda jest świadectwem wysiłku - ogromnego wysiłku - by udowodnić mi, że wy i wasza ludzka egzystencja macie wartość.¹


spojrzałam w oczy śmierci

właśnie wróciłam ze swojego comiesięcznego obchodu po filiach Biblioteki Raczyńskich. Z zadowoleniem równym temu, jakie towarzyszy zdobywaniu K2, usiadłam w niezbyt wygodnym fotelu i zaczęłam przeglądać swoje świeżo upolowane zdobycze. Jedna pozycja szczególnie przykuła moją uwagę. Opasłe tomiszcze łypało na mnie spod czarnej skóry oprawy zaręczając, że odsłoni przede mną sekrety mogące zapewnić wieczne panowanie na Światem. Nieśmiało uchyliłam bramę do tej nieodkrytej tajemnicy. Szybko jednak straciłam zainteresowanie. Na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie dodać, że byłam bardzo zmęczona całodzienną pracą i ponad dwugodzinnym szwendaniem się po mieście. Odłożyłam niedomkniętą książkę na półkę i zabrałam się do ulubionego zajęcia każdego współczesnego homo sapiens - bezmyślnego przeglądania Internetów.
Czternastoletnia ciemnoskóra dziewczynka pobita na warszawskiej Ochocie. Prezydent decyduje się podpisać kontrowersyjną nowelizację do Ustawy o IPN, która przewiduje kary za przypisywanie Polakom współodpowiedzialności za zbrodnie przeciwko ludzkości, pokojowi lub zbrodnie wojenne. W Toruniu lekarz z Jemenu wraz ze swoim 21-letnim synem zostają obrzucenie kamieniami. Polscy faszyści szykują się do kolejnej hucznej imprezy urodzinowej Hitlera. "Rodziny z dziećmi" na Marszu Niepodległości, z transparentami EUROPA BĘDZIE BIAŁA ALBO BEZLUDNA i CZYSTA KREW TRZEŹWY UMYSŁ. Polska dla Polaków. I takie tam...
Przebiegałam wzrokiem od jednego artykułu do drugiego, podświadomie ignorując podejrzane skrobanie, dochodzące od strony półki z książkami. Z nagła ciarki przeszły mi po plecach. Na regale ktoś siedział, wymachując chudymi kończynami. Postanowiłam sobie w duchu pod żadnym pozorem nie patrzeć w tamtą stronę. Czułam jednak na karku lodowaty oddech, tak że nie musiałam nawet podnosić oczu, by wiedzieć z całą pewnością, z kim mam (wątpliwą) przyjemność. Zachodziłam w głowę, skąd się wziął w moim domu tak nieoczekiwany gość, w życia wędrówce, na połowie czasu² (i to w momencie bezproduktywnego przeglądanie Facebooka!). Ale nic nie powiedziałam, żeby go nie urazić. W końcu gość to gość.
- Kontrowersyjne wieści? - Dobiegło do mnie zza pleców.
- A jakże! - przytaknęłam gorliwie zadowolona, że wreszcie zdecydował się przerwać niezręczną ciszę.
- Złe?
- Z całą pewnością - kolejne nadgorliwe potwierdzenie.
- Zaskakujące?
Spojrzałam w oczy Śmierci. Miały barwę płynnego srebra. Z lekka zachodzącego rdzą. Pod ich uważnym spojrzeniem nie potrafiłam wymyślić żadnego zgrabnego kłamstwa.
- Nie bardzo.
Smutne. Ale prawdziwe. Przy kilku pierwszych artykułach tego typu, mogłam się jeszcze troszeczkę dziwić. Zdumiewające jest jednak, jak szybko człowiek przystosowuje się do nowych warunków. Po pierwszej setce spektakularnych ataków na tle rasistowskim w Polsce, stały się one niemal częścią naszej zaściankowej codzienności. Dziś do prokuratury w całym kraju trafia średnio sto takich spraw miesięcznie! Nikt już się nie dziwi.
Nikt, poza Śmiercią.
- Mnie nigdy ludzie nie przestają zadziwiać. Znam nieskończoną obfitość historii, które przypominają mi, jak zaskakującym zwierzęciem jest człowiek. Chcesz poznać jedną z nich?
I zanim zdążyłam energicznie zaprzeczyć całym swoim ograniczonym jestestwem i uciec w podskokach gdzieś na granice wszechrzeczy, położył zimną dłoń na moim ramieniu, a mnie ogarnęła nieprzenikniona czerń w pięćdziesięciu odcieniach szarości. A później ujrzałam gęsty las...


zabłądziłam w lesie słów i symboli

z zewsząd otaczały mnie potężne niczym sekwoje drzewa słów, oplecione gęstą siecią zarośli symboli. Puszcza (bo lasem tego nazwać niepodobna) sprawiała piorunujące wrażenie. Była niczym dzikie lasy Amazonii - zachwycała swoją potęgą, choć każdy jej najdrobniejszy element stanowił śmiertelną broń natury systemu przeciwko ludzkiemu istnieniu. Ruszyłam w głąb siebie. Bo co innego miałam robić? Pomiędzy drzewami błysnęło mi niekiedy ostrze sztyletu zatrute propagandą, z oddali dobiegało ujadanie ludzkich psów, a wysoko nad moją głową kołował olbrzymich rozmiarów czarny orzeł. A ja szłam i szłam. Aż nie wyrżnęłam w korzeń obalonego drzewa i nie runęłam jak długa na ziemię. Wtedy, naturalnie, przestałam iść.
Pierwszą osobą, jaka wyszła mi na spotkanie, była Rosa Hubermann. Przywitała mnie talerzem wyjątkowo podłej grochówki i swoim siarczystym "Saumensch!". Na szczęście dla mnie, w naszą stronę już zmierzał jej mąż, poczciwy Hans Hubermann, skręcając swojego pierwszego tego dnia papierosa. Całej scenie przyglądała się z oddali Liesel Meminger, legendarna w tych lasach złodziejka książek oraz jej nieodłączny towarzysz i najlepszy przyjaciel, Rudy. Później Liesel wyznała mi, że mieli z całej tej afery niezły ubaw. Ale nie mam im tego za złe. Sama bym się pewnie nieźle uśmiała. Gdybym nie była na swoim miejscu. Szybko okazało się, że w tym dziwnym lesie, gdzie słowa rosną na drzewach, a ludzie rzucają się sobie do gardeł niczym rozjuszona sfora, są i tacy, którzy usiłują odnaleźć się w tym bałaganie i żyć. Tak po prostu. Wystarczyło kilka krótkich chwil spędzonych pomiędzy tymi ludźmi, abym poczuła się jak w domu.
Złodziejka książek wdrapała się na przewrócony pień drzewa i zaczęła iść wzdłuż prostej jak strzała, sękatej drogi o wdzięcznej nazwie Himmelstrasse. Pozostali poszli w jej ślady, ciągnąc mnie ze sobą. Przemierzyliśmy wspólnie długą drogę, a akordeon papy Hansa nadawał rytm naszym krokom.
Po jakimś czasie dołączył do nas Max. Był bokserem, choć po jego chuderlawej posturze nikt by się raczej tego nie domyślił. Potrafił też zrobić jedyny słuszny użytek z "Mein Kampf". Miał smutne oczy. W przeciwieństwie do Fidy Kahlo, jemu pozostawiono nogi, żeby mógł po nich wędrować do Dachau. Jednak wyrwano skrzydła, aby nie ośmielił się uciec ku wolności. A jednak mu się to udało! Po części...

i tak szliśmy sobie razem przez życie, noga za nogą, uśmiech przy uśmiechu, łza po łzie.
Przez cały ten czas przysłuchiwałam się, ja Liesel uczy się czytać. Sama zaś nauczyłam się tajemnej sztuki skręcania papierosów. Ścigałam się z Rudym na 100, 1000 i 1500 metrów. Odkryłam, jak smutnym miejscem może być biblioteka bez czytelników. Razem lepiliśmy bałwany w piwnicy. Kradliśmy jabłka z mijanych sadów. I książki z cmentarzy, ognia i bibliotek.
Niekiedy na korę pod naszymi stopami padał cień skrzydlatego potwora. Jak wtedy, gdy sponiewierany przez czasy Max musiał zamieszkać w piwnicznej dziupli, gdzieś pomiędzy puszkami po farbie a marzeniami o wolności. Albo kiedy suchy kawałek chleba, podany niewłaściwej osobie w niewłaściwym miejscu i czasie, na oczach wszystkich przeobraził się w przepustkę na Front. Jednak, jak już wcześniej objaśniłam, człowiek to taka przedziwna istota, której zaskakująco łatwo przychodzi zaadaptować się do nowych warunków. Zwłaszcza, gdy piwniczna wyściółka z kamieni okazuje się przytulniejszym legowiskiem od objęć Śmierci. A w suchym kawałku chleba odnajdujemy okruchy naszego własnego człowieczeństwa. Więc życie toczyło się dalej. Do czasu.

właśnie  zasiadałam z Liesel do kolejnej korekty jej wspomnień, kiedy ciszę nocy przeciął ogłuszający ptasi skrzek. Ziemia pod Himmelstrasse zatrzęsła się. Ostre szpony monstrualnego czarnego orła Drittes Reich (niem.) rozpruły płótno naszej wspólnej codzienności. Zobaczyłam krew stróżkami spływającą po cienkich nitkach rozdartego materiału i gruzy walącego się w posadach świata. Usłyszałam ciche westchnienia ulatujących dusz i obijający się echem w próżni lament ocalałych. Znów spojrzałam w oczy Śmierci. Nadal miały barwę płynnego srebra. Z lekka zachodzącego rdzą. Pozwolił mi w niej utonąć.
Ocknęłam się w tak dobrze mi znanym niezbyt wygodnym fotelu. W dłoniach ściskałam opasłe tomiszcze, zawierające sekrety mogące zapewnić wieczne panowanie nad Światem. Odetchnęłam z ulgą. Jednak jeszcze długo nie mogłam wyrównać swojego przyspieszonego oddechu i uspokoić pędzącego cwałem przed siebie serca.

- Nigdy nie zapomnę pierwszego dnia w Auschwitz i pierwszego dnia w Mauthausen³ - powiedział Śmierć.

by trafić wprost do kubła na śmieci na naszym podwórku

Śmierć bywa okrutny. Żywo zaprzecza tej śmiałej insynuacji, ale ja wiem, że to prawda.
Pozwolił mi poznać ich wszystkich. Rosę, która pod obszernym płaszczem, utkanym z cynizmu i wulgaryzmów, skrywała największe serce, jakie w życiu widziałam. Hansa odpędzającego nocne koszmary westchnieniami potężnych płuc akordeonu. Maksa, żydowskiego boksera o włosach jak piórka, który co wieczór ścierał się na ringu z samym Führerem. Ilsę Herman, usiłującą z prawdziwego raju na ziemi uczynić swoje prywatne, unikatowe piekiełko. Rudego, który pomalował się na czarno i chciał zwyciężyć cały świat. I oczywiście złodziejkę książek, której brakowało słów. A później odebrał mi ich. Jednego po drugim. Jak kamienie przez Boga rzucone na szaniec.
Ale czy rzeczywiście to wina Śmierci? Czy to On zasadził przerażający las słów i symboli? Czy to On przez przypadek zrzucił bomby na samotną ulicę, zagubioną gdzieś na peryferiach nazistowskiej makietki? Czy to On spędzał naród Żydowskich drogą do Dachau, prosto w swoje objęcia? Czy to On pośród gruzów upuścił czarny notes, skrywający historię złodziejki książek?
Czy to On?

...czy My?
Dlaczego?
Bo ten świat nie zasługuje na takich ludzi¹.

już w szkole podstawowej wbijano nam do głów, że rzeczywistość umiłowała sobie ruch cykliczny. Wszystko porusza się po linii koła. Pory roku, wskazówki zegara, linia życia. Pomyślałam, co by było, gdyby Historia postanowiła dzisiaj zatoczyć łuk na drodze swojej wędrówki i wrócić do punktu, do którego nigdy nie chcielibyśmy wracać. Do czasów, w których mały człowieczek z groteskowym wąsikiem karmi wygłodniały tłum garściami zatrutych słów. Do chwil, w których ładne symbole zastępują miejsca bijących serc. Do dni, w których pod złudnie skrzącymi się żelazem słowami Arbeit Macht Frei przetaczają się zgnębione dusze, zgoła nie przypominające współczesnych turystów.
Spojrzałam raz jeszcze na twarze głównych bohaterów niezliczonej kaskady artykułów o naszym podwórkowym rasizmie, która przelewała się pomiędzy otworami dziurawej Sieci. I zadrżałam. Bo już wiedziałam.
- Pamiętaj - ostrze słów Śmierci rozcięło otulające mnie przerażenie, niczym zardzewiałe nożyce papier. - Nigdy nie pozwól sobie na komfort zapomnienie. To ono sprawia, że Historia zatacza swoje okrutne koła. Pamięć jest waszą jedyną bronią w walce z zębatym kołem historii.

szelest kartek. Cichy łoskot zamykanej książki. I Śmierć odszedł.
Ja zostałam (ufff!). A wraz ze mną historia, którą wam przed chwilą opowiedziałam. Zapamiętajcie ją. Nigdy nie pozwólcie sobie na komfort zapomnienia. To nasza jedyna broń...


w wieczór przed wyjazdem na front Hans zagrał dla nas na swoim akordeonie.
"Gloomy sunday". Wszyscy byli zachwyceni.
I know, let them not weep, let them know that I'm glad to go.


byli Niemcami, byli Żydami, byli wami⁵.
...ku pamięci ofiar Holocaustu.

moja ocena z podróży:
09/10

¹ wszelkie cytaty (również te wykorzystane do parafraz) pochodzą z książki: Markus Zusak, Złodziejka książek, Nasza Księgarnia, Warszawa 2008. Chyba, że Autorka Bloga poświadcza inaczej. ☺
² Dante Alighieri, Boska komedia, Zielona Sowa, Kraków 2005.
³ parafraza słów Maksa Vandenburga w pół drogi do Dachau.
Juliusz Słowacki, Testament mój.
parafraza słów Śmierci podczas żmudnej pracy przy transporcie francuskich Żydów do Auschwitz.

poniedziałek, 1 stycznia 2018

がんばって! 화이팅! (Aja Aja) Fighting!

...aby to była podróż wyjątkowa.
- Kaja K. (Łódź, 13.02.17)


podróże Akemi, czyli kim jest Homo Culturalis i po co mu kwiaty wiśni.

trwało lato (choć może nie bardzo dało się to rozpoznać po scenerii za oknem). Zatem, jak każdy przyzwoity pracownik każdej przyzwoitej firmy, wzięłam urlop. Stan ten błogi, a drogocenny trwał już drugi dzień. Pragnąc uczcić ten niezwykły okres, korzystając z okazji, że z szarych chmur nie spadła jak dotychczas jeszcze ani jedna kropla i łudząc się, że nie uraczy mnie ona swoim smutnym towarzystwem jeszcze przez jakiś czas, sięgnęłam po czytaną obecnie książkę i wyruszyłam na miasto. Kierunek - Rynek Wildecki. Jest tam niewielki skwer z fontanną, z której od wczesnej wiosny do późnej jesieni wesoło tryska woda. W ciepłe dni stanowi ona schronienie przed piekącymi promieniami. Kiedy natomiast chłód przytula się do poznańskiej ziemi, pogodny chlupot wody przypomina, że choćby i niebo całe spadało nam na głowę, wszystko nadal płynie swoim nieprzerwanym trybem. Spojrzałam na fontannę, usiadłam na ławce, otworzyłam książkę i...
Wtem stanął przede mną dziwny jegomość w szarym płaszczu, z melonikiem na głowie i dębową laską dzierżoną w dłoni. Przedstawił się jako Homo. Homo Culturalis. Skłonił się. I usiadł na przeciwnym końcu ławki.
- Co panienka raczy robić?
- Czytam.
- Cóż takiego?
- Książkę.
- W jakim to celu?
W tym momencie podniosłam wzrok i spojrzałam tępo na tajemniczego jegomościa. Musiałam wyglądać wyjątkowo głupio, bo mój przypadkowy towarzysz uśmiechnął się wyrozumiale, jak uśmiecha się czasami rodzic do swojego dziecka, które nie rozumie nic z tego, jak się sprawy mają. I pospieszył sprecyzować swoje pytanie.
- Czym jest dla panienki lektura ciekawej książki?
Pytanie, niczym za starych dobrych czasów z Szamarzewa.
Hmm... Czym jest dla mnie lektura ciekawej książki? Pierwsza odpowiedź, jaka zabłądziła gdzieś w zakamarki mojego umysłu, to przyjemność, odprężenie i rozrywka. Jednak w czasach, w których dla przyjemności, odprężenia i rozrywki konsumujemy kulturę na potęgę, próbując tym samym oszukać czas, zabić go, przeczekać, taka odpowiedź nie brzmi zbyt kategorycznie. Więc może spróbujmy z drugiej strony...
Co się ze mną dzieje, kiedy czytam wartościową książkę? Moje ciało, owiane błogim ciepłem parującej, aromatycznej herbaty, odpoczywa w bezpiecznej przystani fotela. Ale dusza ucieka, zagłębia się w nieznane dotąd, przepełnione egzotycznym pięknem krainy. Poznaje nowe światy, odkrywa niezgłębione ich tajemnice, przeżywa niezapomniane przygody. Uczy się przenikać złożoną rzeczywistość, w jakiej na co dzień przyszło jej egzystować. Zrozumieć innego człowieka. Zrozumieć siebie. Lektura ciekawej książki jest dla mnie...
- PODRÓŻĄ! - Wykrzyknęłam w euforii, bardziej nawet do siebie niż do tajemniczego jegomościa. - Książki są portalem, który pozwala nam podróżować w głąb samych siebie.
Na spierzchniętych od słońca (jakiego dawno już u nas nie oglądano) ustach Homo Culturalis pojawił się triumfalny uśmiech. Jak gdybym zdała jakiś trudny, a niezapowiedziany egzamin. Westchnął, wstał i skłonił mi się lekko.
- Zatem, niech panienka czyta dalej. Nie będę już dużej niepokoił.
Kiedy odchodził, wręczył mi bukiet kwiatów wiśni na pamiątka. Rad by mi dać i fiołki, ale mu wszystkie ze śmiercią wiosny powiędły*. Chwilę po jego zniknięciu, odeszłam i ja. Zanim dotarłam do domu, kwiaty uschły. Dziwne Pytanie tajemniczego jegomościa jednak pozostało. Umościło sobie w moim sercu wygodne posłanie z marzeń i snów. I trwa sobie tak tam po dziś dzień.


KONIEC (i kropka).


post scriptum albo przepis na Czytelnicze Szczęście

od mojego spotkania z Homo Culturalis minęło pół roku. Od tego czasu zdążyły mnie obsiąść niezliczone roje Zjadaczy Czasy, kilka razy też wpadłam w sieci zastawione na mnie przez Pająki Pamięci. Uschły bukiet kwiatów wiśni schowałam na dnie szafy i zamknęłam ją na klucz, razem z moim osobistym Dziwadłem**. A wraz z nimi Dziwne Pytanie gentlemana w meloniku.
Przyszła zima, w towarzystwie Świąt Bożego Narodzenia. Podczas przedświątecznych porządków nierozważnie otworzyłam ową szafę i znalazłam suche kwiaty. Nieco połamane, miejscami pokruszone, jednak nadal zachwycająco piękne. Wspomnienia powróciły, atakując mnie wszelkimi barwami lata, w samym środku polskiej (czyli mokrej i błotnistej) zimy. Dziwne Pytanie znów wygodnie rozsiadło się w fotelu z mojego serca.
Kiedy kilka dni później, w dniu Wigilii Bożego Narodzenia, pod choinką, poza standardowymi prezentami od rodziny, znalazłam niewielki pakunek nieznanego pochodzenia, prawie się nie zdziwiłam. Paczuszka nie była podpisana. Po rozerwaniu ozdobnego w roześmiane renifery papieru znalazłam w niej niewielkich rozmiarów słoiczek. Na zawieszce w kształcie serca, przywiązanej do wieczka różową tasiemką widniały tylko trzy słowa: Homo Culturalis zaprasza...


Literacki Słoiczek, poddany mojej a(u)tystycznej obróbce. Plus maneki-neko na szczęście. Mrrr...

Słoik zawierał niespełna 1000 kolorowych karteczek. Jak się później okazało, wszystkie one przypisane zostały do trzech głównych kategorii - Drogowskazów w Literackiej Podróży:


w 52 tygodnie dookoła świata. Były to Drogowskazy na mapie świata. 194 kraje, które warto odwiedzić podczas czytelniczych wędrówek. Literatura rozrywkowa, napisana przez Autorkę i Autora. Nieco ambitniejsze publikacje, stworzone przez Pisarkę i Pisarze. Na koniec zaś, niczym wisienka na torcie, literatura faktu.

myśmy się już poznali... Podobno góra z górą się nie zejdzie, ale Czytelnik z Pisarzem zawsze. Chyba właśnie tego próbuje nauczyć mnie Homo Culturalis, aranżując ponowne spotkania ze znanymi już mi, cenionymi Pisarzami. Drogowskazy te bowiem, to nic więcej, jak zaproszenia do podróży w towarzystwie każdego z nich.

my preciousss! To z kolei drogowskazy, które odnaleźć mogę jedynie na mapie własnego regału. Książki, które nabyłam w szale posiadania, każdego dnia pieszczotliwie przecierałam je ściereczką, z czułością gładziłam ich grzbiety, ale jakoś nigdy nie starczało czasu, by poznać je bliżej.

Jeśli dodać do tego Książkowe Bilety Lotnicze recenzenckiego biura podróży LubimyCzytać, z zakwaterowaniem w literackich hotelach na całym czytelniczym świecie oraz roczna terapia na kozetce za kominem u Charlesa Dickensa, to mam gotowy przepis na Czytelnicze Szczęście. Nic, tylko zagłębić się w bezpiecznej przystani fotela i wyruszyć w niezapomnianą podróż.


Arigatou, Homo Culturalis (gdziekolwiek teraz jesteś)!

*parafraza słów Ofelii z Hamleta (Akt IV, scena V). Jakby ktoś nie ogarnął. :)
**Zjadacze Czasu, Pająki Pamięci i Dziwadło, to ukłon w stronę Marco Kubisia i jego Koszmarnych istot które spotykasz każdego dnia. Gorąco polecam!

Przygody! To znaczy: nieprzyjemności, zburzony spokój, brak wygód.

The Road goes ever on and on,
Down from the door where it began.
Now far ahead the Road has gone,
And I must follow, if I can,
Pursuing it with eager feet,
Until it joins some larger way
Where many paths and errands meet.
And whither then? I cannot say.

- John Ronald Reuel Tolkien, The Fellowship of the Ring.